Mel przyłożyła mi do ucha słuchawkę, w której leciały słowa: 'It's gotta be you, only you'. Szarpnąłem słuchawką, a ta wróciła do swojej psychicznie chorej właścicielki.
- NIE. PUSZCZAJ. ICH. NIGDY. WIĘCEJ. W. MOJEJ. OBECNOŚCI. ROZUMIESZ?!
Byłem cholernie wściekły. Gdzie byśmy nie wyszli, ta zawsze słucha swoich pedałków z One Direction.
- Serio, dziewczyno. Co Ty w nich widzisz? Banda przerysowanych lalusiów, którzy próbują udawać heteroseksualistów. Z marnym skutkiem... - Prychnąłem w jej stronę.
- Jasne jasne. Lalusiów. Tylko, że trójka z nich ma dziewczyny.- Mel starała się mnie przekonać swoim pseudointeligentnym tonem.
- Ahahah, śmieszna jesteś złotko. Tak samo ja mógłbym mieć dziewczynę na pokaz. Ale po co mi to, jak jestem gejem?
Spojrzałem na nią poważnym wzrokiem, a ta lekko zdębiała i stanęła w miejscu. Po jej minie stwierdziłem, że brak jej kontrargumentów i delikatnie, z zarozumiałym uśmieszkiem pchnąłem ją do przodu. Byliśmy akurat w drodze na zakupy, gdyż zbliżał się bal, a ja nie miałem odpowiedniego stroju. Nie myślałem w tym momencie o zwykłym, szaro-czarnym garniturze, ale o czymś, w czym rówieśnicy mogliby mnie zapamiętać. Weszliśmy do najbliższej galerii handlowej i zacząłem skakać po sklepach jakby ktoś poczęstował mnie wcale nie taką małą porcją zielska.
- Mela, masz coś? - Krzyknąłem z drugiego końca sklepu do przyjaciółki - Bo ja znalazłem zajebiste spodnie. Cho no tu.
Jak na rozkaz, Melanie w przeciągu dziesięciu sekund znalazła się na wprost mnie.
- Podobają Ci się?
Przyjaciółka popatrzyła, pogładziła, wsadziła ręce w kieszenie, wypucowała guziki. Cały jej przegląd trwał bite dwie minuty.
- Nie.- Rzuciła szybko i wróciła do przymierzania sukienek.
I tak postanowiłem na swoim. Wziąłem jasnoniebieskie spodnie i zapinany sweter w kolorze letniego zboża. Do tego zwykły biały t-shirt pod spód i jasnobrązowe buty za kostkę. Poszedłem po Melanie, aby sprawdzić, czy wybrała już coś dla siebie. Stała z długą sukienką koloru prowansalskiego wrzosu i średniowysokimi, beżowymi szpilkami.
- Już? To chodź do kasy.
Mel pokiwała tylko głową i wyruszyliśmy w stronę kasy. Oddałem wszystkie moje zdobycze kasjerce, a ta podliczyła je.
- 437 funtów. Płaci pan kartą czy gotówką.
Z lekkim niedowierzaniem i miną w stylu 'Are U Fucking Kidding Me?!' spojrzałem po raz kolejny na kasę. Suma, która tam widniała nieco mnie przeraziła, ale to w końcu bal. Wyjąłem kartę kredytową mamy i dokonałem transakcji. Ekspedientka dała mi jeszcze pokwitowanie, które zgiąłem i wrzuciłem do następnego kosza.
- Idziemy do domu i zamawiamy pizzę, okej?- Mel zapytała się głupio (Co zdarzało się jej baaardzo często...).
- No raczej. A teraz chodź, bo mi nogi z dupy odpadają.
~ * ~
- Małą pepperoni z łagodnym sosem i hawajską z czosnkowym. Tak, też małą. Mhm. Tak. Coca - Colę i Mountain Dew.
Podałem jeszcze swój adres i odłożyłem słuchawkę.
- Trzeba czekać 45 minut.
- No jejku. Głodna jestem.
- Z głodu nikt nie umarł... No nie licząc miliarda murzynów w Afryce...
Posłałem Mel ironiczny uśmieszek, który nie został zbyt miło przyjęty. Melanie nie lubiła moich rasistowskich żartów, które były mówione, jako takie niewinne.
- Dobra, już nie będę.
Przygasłem, a z mojej twarzy zniknął ten uśmiech, który tak lubiłem. Mel włączyła jakąś stację muzyczną, na której właśnie leciało 1D. Wstąpił w nią jakiś szatan, natychmiastowo. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła uprawiać dzikie pogo sama ze sobą. Wsadziłem głowę w poduszkę i zacząłem się z niej śmiać, ale ona, zauroczona swoimi chłoptasiami nawet tego nie zauważyła, co było mi na rękę. Wraz z końcem tej jakże drastycznej piosenki Mel powróciła na swoje miejsce i znowu była tą samą dziewczyną. Nagle na górę wkroczyła Ivy, moja młodsza siostra. Była lekko zarozumiała, ale jej teksty czasami dobijały nawet mnie. Po jej minie wywnioskowałem, że na taki się właśnie zanosi. Powiedziałem sobie w myślach:' A teraz przed państwem, IVY!'
- Rozumiem, że kochasz tych... no... jak im tam. Eh, nieważne. W każdym razie z tej miłości do nich, nie musisz tupać jak tłum moherów wkraczających do Biedronki na widok przecenionej karmy dla kota...
Momentalnie wybuchnąłem śmiechem, a czerwona Melanie rzuciła w Ivy poduszką, lecz ta zwinnie zdążyła zamknąć drzwi.
- Jeszcze się policzymy Ivy!- Krzyknęła Mel.- Nieźle ją wychowałeś, pogratulować.
Mel poklepała mnie po plecach, a w domu rozległ się brzęk dzwonka.
- Zaraz przyjdę.
Zabrałem szybko portfel z biurka i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi, w których stał nieprzeciętnej urody chłopak z dwoma kartonami pizzy. Uśmiechnąłem się do niego, a ten odpowiedział mi równie słodkim uśmiechem.
- Razem 22 funty.
Wyjąłem z portfela 30 funtów, które wręczyłem przystojnemu chłopakowi. Odebrałem pizze i pogrzałem na górę.
- Nie uwierzysz, ale ładny chłopak rozwoził pizzę.
- Uwierzę, widziałam lepszych. Na przykład Zayna. Tak a propos. Dawałam Ci już zaproszenia, na przyjęcie zaręczynowe?
Spojrzałem na nią, jak na zbiegłą ze szpitala psychiatrycznego.
- Tak, dawałaś.
Uśmiechnąłem się sztucznie po czym wręczyłem Mel pizzę i colę.
- Jedz. Przynajmniej nie będziesz rozmawiać o tych dzieciach szatana.
Sam zjadłem trzy kawałki swojej pizzy salami w tempie ekspresowym. Następne trzy poszły już nieco ciężej, a ostatnich dwóch po prostu nie zjadłem. Pół napoju też zniknęło w mgnieniu oka.
- Najadłaś się, czy chcesz moje skończyć?
- No chyba sobie żartujesz! Wywal resztki, albo oddaj je dla swojej ukochanej siostruni... pomiota.- Mel szepnęła z nadzieją, że nie usłyszę. Lecz usłyszałem i broń Boże nie miałem jej tego za złe. Mimo, że kochałem Ivy, czasami serio zachowywała się jak członek rodzinki Adamsów.
- Dobrze gadasz. IVY!!!
Krzyknąłem tak głośno, że zapewne przerwałem popołudniową herbatkę pani White. Po minucie siostra znalazła się w moim pokoju na poddaszu.
- Chcesz zjeść te resztki?- Spojrzałem na nią.- Czy mam wywalać?
- Dawaj.- Ivy wyciągnęła rękę, a ja wręczyłem jej dwa kartony pizzy. Po chwili nie było już śladu po dziewczynce-pomiocie.
Gadaliśmy z Mel przez pełne trzy godziny o różnych duperelach. Jak zwykle o 1D, no i jeszcze o nowym chłopaku Mel, Henrym. O One Direction. O szkole. A, no i zapomniałem dodać o One Direction. I trzy godziny minęły jak pięć minut. Odprowadziłem Melkę do domu. Po drodze nie zabrakło wychwalania jej ulubionego zespołu. Czasami sobie tak myślę, czy z tą dziewczyną jest w porządku. Nawijała o nich jak katarynka. Ble ble ble ble ble ble ble... W końcu doszliśmy do jej niewielkiej willi. Pocałowaliśmy się w policzki i odprowadziłem ją wzrokiem do domu. Sam wróciłem nieco dłuższą drogą prowadzącą przez park, który jest tak rzadko odwiedzany, że człowieka można tam spotkać raz na tydzień. Minąłem dwie przecznice i postanowiłem, że usiądę tam sobie, pomyślę o życiu, jak to miałem w zwyczaju robić, gdy byłem sam na sam ze swoimi myślami. Usiadłem na ławce. Spojrzałem w bezchmurne niebo pełne gwiazd i zacząłem dumać. Moje przemyślenia płoszyły jedynie rozbijane o fontannę pluski wody, lecz i te ucichły. No tak, w końcu była już 22. Nagle, jakby znikąd usłyszałem męski, znajomy głos i słowa piosenki: Her beauty, and the moonlight owerthrew ya. Spojrzałem wokół i ujrzałem siedzącego na ławce przy wierzbie znaną mi z telewizji twarz. Skupiłem się na rysach twarzy chłopaka. To był Harry Styles. Zawsze, gdy oglądałem go na ekranie telewizora czy komputera miałem wrażenie, że jest nadętym w sobie, pustym gwiazdorem, którego dusza została wchłonięta przez wielki świat show-biznesu, lecz teraz ujrzałem wrażliwego i spokojnego chłopaka, który nijak ma się do tej bezdusznej marionetki. Oczarował mnie również swoim głosem, który brzmiał inaczej niż ten, którzy znali wszyscy. Przez chwilę zrozumiałem, dlaczego Mel tak ich kocha, lecz tak naprawdę to było nic, co można pokochać. Zdobyłem się na odwagę i podszedłem do Harry'ego, lecz stojąc z nim w twarzą w twarz po prostu nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- M Mogę tu usiąść?
Spojrzałem na niego swoimi wielkimi oczami, a ten po prostu uśmiechnął się w moją stronę, jak jeszcze nikt nigdy się do mnie nie uśmiechnął. Zarumieniłem się, lecz nie było tego widać w mroku. Usiadłem obok niego i zdołałem wydusić z siebie dwa słowa.
- Jestem. Cooper.
Ten cicho się zaśmiał i odpowiedział mi.
- Harry. Harry Styles.
~ * ~
I tak zakończymy dzisiejszy rozdział. Wiem, dramatycznie zakończony, ale czym byłby blog z opowiadaniami bez takiego zakończenia? Z miejsca chciałem pozdrowić Madzię, która również prowadzi bloga i jest w tym napraaawdę dobra.
http://www.another1dstory.blogspot.com/
Serdecznie polecam i do zobaczenia wkrótce!
M. :*
Awww, poproszę nastepny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńdobra braciszku... po przeczytaniu uznalam ze jest tak uroczo ze omg omg omg i pozwalam ci na "hoopera" :D ale nei spam mi o Larrym! no i jeszcze mi sie gg wylączyło sory ze tak poszłam xd
OdpowiedzUsuńa wracając do tematu to ... awwwww przez caly czas leje z ciebie ale zaje napisane <3333 czekam na kolejny :DDD