czwartek, 7 czerwca 2012

3: Mr. Johnson, I Have To Tell You Something.


   Od balu minęły równo 2 tygodnie. Sprawa o tajemniczym chłopaku Harry'ego Stylesa ucichła, życie powoli wracało do normy. Od tamtej pory nie zamieniłem słowa z chłopakiem. Rzecz jasna esemesowaliśmy, lecz to nie było to, co spotkanie w realu. Niekiedy słyszałem jeszcze pojedyncze wyzwiska na temat domniemanego 'romansu', lecz śmieszyły mnie one. Moja sława zniknęła jak kawałek pizzy wchłonięty przez Nialla Horana. Tak a propos. Zacząłem interesować się tym zespołem, z czystej, ludzkiej ciekawości. Oczywiście Mel wpominała mi o komicznych przezwiskach i nawykach członków zespołu wcześniej, lecz jakoś szczególnie mnie to nie obchodziło. Poszperałem po stronach w necie i znalazłem wiele ciekawostek z życia One Direction. I tak właśnie dowiedziałem się na przykład, że Niall, zwany Niallerem, jest ogromnym żarłokiem i uwielbia jeść. Liam Payne jest najwrażliwszym chłopakiem w zespole, a Zayn Malik uwielbia mówić: 'Vas Happenin'. Louis Tomlinson, zwany Królem Marchewek tworzy z Harrym Loczkiem związek, nazwany uroczo przez fanki Larrym Stylinsonem. Przeglądając filmiki na YouTube o chłopakach stwierdziłem, że są naprawdę zakręceni. 
    O dziwo, wstałem dziś punktualnie o 7 rano. Na poddaszu było cholernie zimno, a ja mimo wszystko lubiłem spać bez koszulki. Przejrzałem się w lustrze i odruchowo chwyciłem się za głowę mieląc przy okazji garść moich jasnobrązowych włosów, które ułożone były we wszystkie strony.
- Johnson, wyglądasz jak siedem nieszczęść! - Moja twarz ukazywała zdziwienie. Wytrzeszczyłem oczy i otworzyłem buzię. Przeglądałem się tak z dwie minuty, dopóki do mojego pokoju nie wparowała mama. Nazywała się Beathe, lecz wszyscy pieszczotliwie nazywali ją Bettie. Oczywiście ja również zwracałem się do niej zdrobniałym zwrotem, za co nie byłem ani razu skarcony. Była osobą poukładaną, miejącą głowę na karku, lecz tak czy inaczej zdarzało jej zachowywać się jakby była piździachniętą nastolatką. Do najwyższych nie należała. Mierzyła tak na oko mniej więcej 1.65 cm. Miała średniej długości, kręcone włosy koloru blond i intensywnie zielone oczy. Nasycona barwa oczu spowodowana była tym, że mama nosiła soczewki korekcyjne. Nie chciała nosić okularów, gdyż jak sama twierdziła: Glasses make me older, and I'm just twisted mama with forty at nape. Ta kobieta niekiedy wydawała się być bardziej wyluzowaną ode mnie, co de facto nie denerwowało mnie, jednakże było i tak, gdy potrafiła mnie zirytować do czerwoności. Cała Bettie.
- Cooper, zamknij buzię, bo zaraz Ci tam mucha wleci. - Jak na rozkaz zamknąłem swoją buźkę i spojrzałem w jej stronę z pogardliwym wzrokiem. 
- Ile razy mam Ci przypominać, żebyś pukała jak wchodzisz? To naprawdę tak trudno zapamiętać, czy może w twoim wieku zapamiętywanie takich drobnostek jak pukanie drzwi do pokoju swojego pierworodnego dziecka jest rzeczywiście jakąś trudnością? - Na mojej twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Ukazywał się zawsze, gdy dopiekałem matce. Niestety kara była nieunikniona. Za swój cięty język zawsze obrywałem przedmiotem, który Bettie miała pod ręką. Dzisiaj wypadło na poranną gazetę, którą musiał już dostarczyć kurier. Zamachnęła ręką i wyrzuciła dziennik w moją stonę. Całe szczęście nie miała koordynacji ręka - oko i ofiarą stała się lampka podłogowa, która przetrwała w starciu z bezlitosnym czasopismem. Wynik: 1:0 dla lampki.
- Jeszcze zobaczymy. - Pogroziła mi i zrobiła minę, która wyglądała jakby o czymś zapomniała. Jak zwykle było, machnęła ręką i wyszła z pokoju spokojnie zamykając za sobą drzwi. Gdy zatrzasnęła je za sobą ja wybrałem się do łazienki, która mieściła się również na poddaszu. Od razu po tym, gdy wszedłem do toalety ściągnąłem z bioder długie do połowy ud bokserki we wzór amerykańskiej flagi. Wziąłem szybki prysznic starannie myjąc każdy zakamarek ciała. Zaraz po wyjściu z odświeżającego prysznica zawinąłem się od pasa w dół ręcznikiem, a drugim zacząłem wycierać włosy. Następnie umyłem buzię i zęby i wysuszyłem włosy. Popryskałem jeszcze się pod pachami dezodorantem i wyszedłem z łazienki. Wszystko nie zajęło mi więcej czasu niż 20 minut. Pomknąłem szybko do szafy, gdyż było już w pół do ósmej, a lekcje zaczynały się o 8:15. Ubrałem się w piaskowego koloru rurki, biały t-shirt. Do tego obwiązałem sobie wokół nadgarstka białą bandamkę z czarnymi wzorkami. Kiedy zszedłem na dół ujrzałem wcinającą jajka na bekonie Ivy i wciąż nabuzowaną mamę, która najwidoczniej przyjęła do siebie moją żartobliwą uwagę. Podała mi to samo co dla młodszej siostry. Zjadłem połowę tego, co znalazło się na talerzu i wstałem od stołu. Wyciągnąłem jeszcze z lodówki butelkę soku pomarańczowego, którego upiłem niewielki łyk. Na pożegnanie pocałowałem siostrę w czubek głowy i mamę w policzek, po czym zabrałem ze stolika kluczyki do samochodu i wyszedłem. 
    W szkole zaczęło się coś dziać dopiero po przerwie na lunch. Od rana jednak w klasie dało się wyczuć napiętą atmosferę pomiędzy Mel i Crystal. Dziewczyny nienawidziły się odkąd je znałem, a znałem je bardzo długo. Obie. Kiedyś tworzyliśmy trójkę najlepszych przyjaciół, lecz Crystal zaczęła się nad wszystkimi wywyższać, tylko przez to, że jej ojciec zdobył fortunę. A że była jedynaczką, to dostawała wszystko, czego chce. I tak od podstawówki. Dzisiaj, dziewczyny mają wiele powodów do nienawidzenia się nawzajem. Ja oczywiście również nie przepadam za panną Prinsloo, lecz dzisiejszy jej wybryk, do którego się dopuściła sprawił, że znienawidziłem ją równie mocno jak Melanie. W zasadzie poszło o błachostkę, która przerodziła się w wojnę. Mianowicie powodem dzisiejszej kłótni rywalek był chłopak Mel, Henry. Swoim gejowskim radarem stwierdziłem, że jest niezłym ciachem. Poza tym był kapitanem drużyny siatkarskiej i miał jedną z lepszych średnich w szkole. Crystal nie mogła pogodzić się z faktem, że Henry chodzi z Melanie, więc rozpuściła podłą plotkę o tym, że moja przyjaciółka przespała się z Jamiem. Jamie był od dawna zakochany w Mel. Nie oszukujmy się, młodzież jest żądna najróżniejszych pogłosek, nawet tych kompletnie bezsensownych. Niestety uczucie, którym go darzyła, było czysto przyjacielskie, więc chłopak nie mógł liczyć na nic więcej. Gdy dowiedział się o tym Henry, z wściekłości zerwał z Melanie. Potem było jeszcze gorzej. Została nazywana od najgorszych przez drogich kolegów ze szkoły i teraz została szkolną dziwką. 
    Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Zawsze była uśmiechnięta, lecz dzisiaj ujrzałem w niej zrozpaczenie i dołek psychiczny ale co więcej wściekłość i żądzę zemsty. Szczerze mówiąc nigdy nie byłem mściwy, raczej próbowałem załagodzić ostrą sytuację, ale w tym wypadku wydawało się to kompletnie niewykonalne. Przysięgłem Mel, że Crystal pożałuje swoich słów.
    Razem z przyjaciółką postanowiliśmy, że na jakiś czas przeprowadzi się do mnie. Nie był to pierwszy raz, gdy spędzaliśmy ze sobą całe dni i noce, więc nie była to dla nas żadna nowość. Na przerwie przed wychowaniem fizycznym wsiedliśmy do mojego samochodu i podjechaliśmy po rzeczy Mel. Podróż zajęła nam ponad pół godziny, które mijały dość wolno. Monotonnie przewijające się samochody przed nami wyglądały melancholijnie, a ten szary dzień uwieńczył jeszcze ulewny deszcz, który jakby znikąd zaczął padać. W końcu dojechaliśmy do celu, lecz gdy wychodziliśmy z małego samochodu otrzymałem sms-a.
- Mel, leć po rzeczy, a ja zostanę, bo muszę odpisać na sms-a. Tylko zwijaj się szybko. - Dziewczyna pomachała tylko głową i zniknęła gdzieś w gęstej mgle spowijającej całe hrabstwo. Widoczność była rzeczywiście słaba. Bez problemu widziałem samochód stojący przede mną, lecz następnego nie mogłem już dostrzec.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i sprawdziłem nadawcę. Okazał się nim być Harry. Treść sms wyglądała tak:


Cześć Różyczko. Cholernie się za Tobą stęskniłem. Jestem teraz w Londynie z chłopakami i mamy zamiar urządzić sobie małe party. Chciałem Cię z nimi zapoznać. Chciałbyś dołączyć? ~ Harry.


Zacząłem się szeroko uśmiechać do niewielkiego ekraniku swojego IPhone'a. Od czasu jego niespodzianki na balu, nazywał mnie Różyczką. Gdyby mówiła tak na mnie Melanie, zapewne oberwałaby poduszką. Właśnie teraz pomyślałem o niej i o tym, że przydałaby się jej impreza razem z ulubionym zespołem. Od razu zabrałem się za odpisywanie:


Witam Panie Styles. Jestem jak najbardziej za, lecz mam pytanie. Czy mogłaby się zabrać ze mną Mel? Jest w rozsypce i chciałbym ją rozweselić, a jestem pewny, że z chęcią chciałaby spędzić z wami trochę czasu. ~ Różyczka.

Rzuciłem delikatnie telefon na siedzenie pasażera i starałem się wypatrzeć Melanie, lecz w smugach mgły nie było to takie łatwe. Cały czas spoglądałem w stronę jej domu, jednak nic nie wskazywało na to, żeby dziewczyna już wyszła. Rozproszyła mnie wibracja telefonu, który momentalnie chwyciłem do ręki i odczytałem treść wiadomości:


Nie pytaj się głupio, Misiu. Oczywiście, że może. Im nas więcej, tym lepiej. A ja już pogadam sobie z Louiem, na pewno ją rozweseli. Adres zaraz Ci prześlę. Bądźcie u nas o 20, czekam. ~ Harry.

Do samochodu właśnie weszła Melanie z całkiem sporą walizką. Spojrzałem na nią lekko osłupiałym wzrokiem, a ta odpowiedziała mi ironicznym uśmieszkiem. Położyła bagaż na tylnich siedzeniach, a sama usiadła na przodzie. Zapięła pasy i wyruszyliśmy. Patrząc uważnie na jezdnię zacząłem:
- Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą coś, co mogłabyś włożyć na... hm... no nie wiem. Imprezę u One Direction? - Spojrzałem przez ułamek sekundy na jej minę. Z podkówki jej uśmiech stał się promienny, ale wszystko wymknęło się spod kontroli. Zaczęła piszczeć i wymachiwać rękoma trafiając mnie przy okazji w czoło, za co od razu przeprosiła głaszcząc mnie po stratowanym miejscu. Ujrzałem w niej starą Mel, która jakby zapomniała o tym, że jeszcze dwie godziny temu zerwała z chłopakiem, a cała szkoła nastawiła się przeciwko niej. Cieszyłem się, że w tak krótkim przedziale czasowym udało mi się ją doprowadzić do dobrego stanu. Około czternastej wróciliśmy do mnie. Wciąż podekscytowana informacją Mela zaczęła prędko się rozpakowywać. Czasami nie nadążałem za tą dziewczyną. Musiałem za nią biec, omal nie spadając ze schodów prowadzących do mojego pokoju. Przyszykowałem jej półkę, która należała do niej. Gdy tylko zatrzymywała się u mnie, zawsze kładła tam swoje rzeczy. Jak piorun rozpakowała się i zaczęła biegać po pokoju, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. W końcu gdy ją złapałem strząsnąłem nią z dwa razy, aż spojrzała na mnie.
    - Dziewczyno, opanuj się. - Mój ton był cholernie poważny. Z każdą sekundą Melanie zaczęła mnie coraz bardziej przerażać. - Może na początku coś zjemy? Przypominam, że jest dopiero 14, a impreza jest o 20. Zdążysz wszystko zrobić. - Spojrzałem w jej oczy, a małe iskierki znikły. Powolnym krokiem bez słów zeszliśmy na dół, gdzie powędrowaliśmy do kuchni. 
- Może spaghetti, hm? - Dziewczyna spojrzała na mnie trzymając opakowanie makaronu w dłoni. Przytaknąłem tylko i zaczęliśmy przygotowywać obiad. Wyciągnąłem z szafki fix do dań, a Mel nalała do wielkiego garnka wody. Postawiła go na kuchence, a potem zaczęła smażyć mięso mielone. Ja zająłem się przygotowaniem sosu. Potem wszystko poszło z górki i za pół godziny mieliśmy gotowy obiad. Nałożyłem nam do talerzy. Spojrzałem tylko na Mel, która siedziała przy stole z widelcem i stukała w nim o blat. Miała minę, jakby nie dostała swojej ulubionej zabawki.
- Już idę skarbie, już idę. - Zaśmiałem się pod nosem udając pana domu. Zaniosłem Mel porcję makaronu z mięsem. Sam również postawiłem talerz na stole i usiadłem naprzeciw przyjaciółki. 
Jedliśmy w miłej atmosferze. Wspominaliśmy, gdy pierwszy raz próbowaliśmy coś ugotować w naszym domku, lecz wyszła z tego kompletna kicha, bo nie mogliśmy dojść do porozumienia, kto będzie gotował. Podarliśmy się wtedy, jak to sześcioletni chłopiec i dziewczynka. Ona kopnęła mnie w piszczel, a ja pociągnąłem ją za włosy, stara śpiewka. Jednak miło było wrócić do wspomnień z dzieciństwa. Przy stole siedzieliśmy niecałą godzinę. Po skończeniu posiłku odniosłem talerze i sztućce do zmywarki. Obracając się, ujrzałem leżącą na sofie Mel. Postanowiłem się do niej przyłączyć. Stanąłem nad nią, a ta zrobiła mi trochę miejsca. Położyłem się obok niej i zaczęliśmy gadać:
- Coop, nie wiem jak mam Ci dziękować za to wszystko. Wiesz, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, i że Cię kocham, prawda? - Spojrzała na mnie unosząc swoje powieki ku górze i odchylając delikatnie głowę do tyłu.
- Oczywiście, że wiem. I też Cię kocham. - Uśmiechnąłem się przyjaźnie i ucałowałem ją w czółko. 
- Jeżeli impreza jest na 20 - kontynuowała. - to może prześpimy się z dwie godzinnki? Po tym wszystkim, co stało się w szkole chcę trochę odpocząć. Ty też masz senne oczka. - Mel ponownie spojrzała w moje niebieskie tęczówki, a na jej twarzy zagościł troskliwy uśmiech. Miała rację, ja również byłem zdołowany całą tą akcją z Crystal, więc pomachałem głową na zgodę, położyłem głowę na poduszce i przymknąłem. Poczułem jeszcze tylko nacisk głowy Melanie na mój biedny brzuch. Oddałem się błogiemu wypoczynkowi.


~ * ~


    - Coop, obudź się! Cholera no, spóźnimy się. COOPERZE JOHNSON! - Otworzyłem oczy jak na komendę. Ujrzałem przed sobą twarz zakłopotanej, lecz nieco rozmazanej Mel. Zdałem sobie sprawę, że zaspałem.
- Któ-Która godzina? - wyjąkałem.
- Osiemnasta czterdzieści pięć. - Powiedziała z paniką w głosie Mel, która wciąż była niewyraźna. Jeszcze raz przetarłem oczy i przeanalizowałem wypowiedzianą przez Melanie godzinę. Osiemnasta czterdzieści pięć. Więc nie było tak źle, jak na to wskazywało. Przetarłem oczy ponownie i świat stał się ostrzejrzy. Wstałem z sofy przeciągając się. Na dworze zapanował mrok, jedynie w domu świeciły się lampki ścienne. Ujrzałem Mel, która w jednym ręku trzymała kosmetyczkę, a w drugiej masę innych babskich pierdół. 
- Idę do łazienki. - stwierdziła i zniknęła w przedsionku.
No cóż, pozostawało mi zrobić to samo. Jeszcze na wpół śpiący udałem się na górę. Wziąłem prysznic, tym razem zimny. Na początku drygotałem, lecz po minucie moje ciało przyzwyczaiło się do temperatury wody, która wypływała niewielkimi strumieniami z wmontowanego w sufit urządzenia. Po prysznicu wytarłem całe ciało puszystym ręcznikiem i umyłem zęby. Pozostało mi tylko popryskać się dezodorantem pod pachami i mogłem wychodzić. Z mojej wielkiej szafy wyciągnąłem niebiesko-białą koszulę w kratę i białą koszulkę. Wybrałem też czarne spodnie i nowe bokserki, po czym wszystko na siebie założyłem. Przeglądając się w lustrze stwierdziłem, że nie wyglądam tak źle i zszedłem na dół. Mel już się malowała.
- Całe szczęście. - odetchnąłem z ulgą. Znając tą dziewczynę, prawdopodobne mogło być tak, że dopiero wychodziłaby spod prysznica. Spojrzałem na zegarek, na którym widniała godzina 19:15. - Nie jest tak źle. - Stwierdziłem, mówiąc już na głos. Pięć minut później Mela kończyła suszyć już swoje długie włosy, a ja zakładałem buty i płaszcz. Spojrzałem na komórkę. Otrzymałem wiadomość z adresem chłopaka i dopiskiem:


Nie mogę się doczekać. ~ Harry.


    Byłem w tak dobrym humorze, że nawet nie nakrzyczałem na moją strojnisię. O 19.35 wyruszaliśmy już z podjazdu. Harry o dziwo nie mieszkał ode mnie dość daleko. Zakładałem jednak, że i tak się spóźnimy, bo Staines, jest oddalone od Harrow o jakieś 50 minut. Mel wpisała w GPS-ie adres domu przyjaciół i szybko znalazłem się na kolejnej przecznicy. Melka poprawiała jeszcze swój makijaż. Ta dziewczyna miała do tego talent. Nie straszne jej wyboje, ani zgórki, o nie! Zawsze jej powtarzałem, żeby kształciła się w tym zawodzie, bo jest jedyna w swoim rodzaju, jednak ta uparcie twierdziła, że lepiej jest zostać lekarzem. No cóż, jej życie. Na moje szczęście, przedmieścia Londynu nie były zatłoczone tak, jak jego centrum. Przez praktycznie całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie słówkiem. Melanie pytała się jedynie o to, czy zostało jeszcze długo drogi. Była tak upierdliwa, jak osioł ze Shreka, co powoli mnie powoli zaczynało drażnić. W pewnym momencie dziewczyna wyciągnęła z torebki perfumy, którymi zaczęła pryskać się, a następnie mnie (oczywiście z innej fiolki). Jednak zawsze można było na niej polegać. Podziękowałem jej wdzięcznym uśmiechem i skupiłem się na drodze. Pięć minut potem byliśmy już na miejscu. Gdy wysiadłem, ujrzałem gigantyczną willę. Mój wzrok przykuł jednak kryty basen, umieszczony za domem. Wszystko wydawało się być tak luksusowe, że nie mogłem doczekać się, gdy zobaczę wnętrze domu. Poprawiłem jeszcze spodnie i wyruszyliśmy pod drzwi. Wcisnąłem dzwonek, a melodię, którą usłyszałem, perfidnie mnie rozśmieszyła. Była to bowiem jedna z piosenek 1D, One Thing, tak bardzo uwielbiana przez Melkę. Zaśmiałem się pod nosem, a za chwilę drzwi otworzył wyższy ode mnie o jakieś 10 cm, niebieskooki chłopak z bujną, brązową czupryną. Rozpoznałem w nim dzisiejszego gospodarza, czyli Louisa Tomlinsona. Uśmiechnął się do nas ciepło i zaprosił do środka. Gdy tylko rozebraliśmy się, chłopaki zbiegli się, jakbyśmy to my byli gwiazdami. Na początku dłoń uścisnąłem najniższemu z chłopaków, Niallowi, który przesłodko się rumienił. W drugiej ręce trzymał nadgryzionego pączka.
- Jestem Cooper, smacznego. - Uśmiechnąłem się życzliwie i zacząłem się przedstawiać całej reszcie. Uścisnąłem dłoń kolejno: Liamowi, Louisowi i Zaynowi. Na końcu stał Harry, który stał w pozycji, jakby chciał mnie przytulić. Uścisnąłem jedynie jego prawą dłoń i uśmiechnąłem się cwaniacko, a na jego twarzy zagościł udawany smutek. Poklepałem go po plecach i postanowiłem, że jednak wtulę się w ciało starszego ode mnie o 2 lata chłopaka. Był bardzo ciepły, co sprawiało, że nie chciałem go puszczać. Gdy tylko Harold mnie puścił wszyscy poprowadzili nas do obszernego salonu, gdzie stały trzy pięcioosobowe kanapy, wielki, plazmowy telewizor i mnóstwo konsoli. Xbox, PlayStation i góra gier na każdą z nich. Chłopacy w składzie: Niall, Liam i Zayn zabawiali już Mel, która była jak widać wniebowzięta. Oczywiście wpatrzona była w swojego idola, Zayna. Zabrakło jedynie Louiego, który po chwili przyszedł w stroju marchewki, na co szybko zareagował Hazza:
- Louie, skarbie. Mógłbyś sobie odpuścić ten strój. To, że uwiodłeś mnie w nim, wcale nie oznacza, że Coop na to poleci. - Zabawnie poruszał brwiami, a Louis momentalnie posmutniał, lecz nie śniło mu się, żeby zdjął strój zmutowanej marchwi. 
- No dobra. - Zacząłem śmiało, gdyż w towarzystwie chłopaków poczułem się tak swojo, że moja nieśmiałość znikła razem z przekroczeniem progu willi. - To co zaplanowaliście? - Uśmiechnąłem się do czwórki z nich. Czwórki, gdyż za mną siedział Harry i smyrgał mnie po ramieniu.
- A więc tak. - odpowiedział Niall - Zamówiliśmy pizzę. To był oczywiście mój pomysł, no bo bez jedzenia nie zaczniemy żadnej imprezy. Gdy tylko przybędzie idziemy na basen, który zapewne widzieliście. - Na słowa blond żarłoka równocześnie z Melanie pokiwalismy głowami. Hazza wciąż smyrał mnie po ramieniu swoim nosem. W pewnym momencie doprowadziło mnie to do cichego śmiechu, jednak za moment się uspokoiłem.
- Haroldzie, czy moje ramię jest aż tak seksowne, że musisz poświęcać mu całą swoją uwagę? - Szepnąłem, obracając głowę w stronę Loczka. W odpowiedzi otrzymałem jedynie zawadiacki uśmieszek, lecz chłopak wrócił do normalnej pozycji. Teraz wpatrywaliśmy się w swoje tęczówki, lecz romantyczny moment przerwał nam dzwonek, który brzmiał: You've got that one thing. Z sofy podniósł się Niall, który pomknął do drzwi jak armata. Niezdarny Nialler potknął się jednak, zahaczając o skrawek włosiastego dywanu. Żarłoczek szybko się podniósł i już spokojnym krokiem doszedł do drzwi. Otworzył i zgarnął pięć pudełek pizzy, które szybko odstawił na ziemi. Zapłacił jeszcze chłopakowi i zamknął drzwi. 
- Zapraszamy na główną część imprezy. - Rzekł oficjalnym tonem LouLou. Po jego słowach wszyscy wstali, a chłopacy zaczęli prowadzić mnie i Mel w stronę basenu. 
- Jejku, Coop. Tutaj jest cudownie, a Zayn jest szarmancki. - Szepnęła wniebowzięta Mel. Nie byłem zdziwiony, że jej się tu spodobało, bo sam nie mogłem twierdzić inaczej. Piątka przyjaciół zaprowadziła nas do w całości oszklonego pomieszczenia całkiem sporych rozmiarów. Na samym środku znajdował się niewielki basen, a w kącie było jacuzzi. Bad Boy od razu zaczął zrzucać z siebie ubrania, czego nie można było powiedzieć o Melanie. Złapał ją w pasie i skoczyli tak razem, na chwilę znikając gdzieś pod wodą. Po chwili 'gołąbeczki' się wynurzyły. Następnie do basenu wskoczył Liam i półnagi Niall. Potem przyszła kolej na zmutowaną marchew, Louisa. Na koniec zostałem ja z Harrym. Ściągnął ze mnie koszulkę i spodnie, a ja powtórzyłem jego czynność. Złapał mnie za rękę, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się rumieniec. 
- Na trzy. Raz... -  Harold odgarnął nieco swoje loczki. - ...dwa... - przygotowałem się już do startu, gdy w ostatnim momencie w swoje ramiona złapał mnie chłopak. Wskakując Hazza wykrzyczał: - I TRZY!!!
Po skoku nie puścił mnie. Wynurzając się spod wody ujrzałem tylko jego zielone oczy, w których malowało się zadowolenie. Jego kąciki ust uniosły się ku górze. Odwzajemniłem to równie ciepłym, lecz speszonym uśmiechem. Musiało to wyglądać komicznie, gdyż Harry zaśmiał się bezgłośnie. Potem objął mnie i razem zanurkowaliśmy. Pod wodą delikatnie pocałował mój policzek. Nie zrewanżowałem się jednak. Po wynurzeniu spod tafli wody poczułem, że zrobiłem się cały czerwony z onieśmielenia gwałtownym całusem chłopaka. 
- Panie Johnson, muszę powiedzieć panu coś ważnego. - Szepnął mi do ucha. - Podobasz mi się.
Nagle poczułem, że wszyscy patrzą na nas. Wpatrywali się na naszą dwójkę krzycząc głośno: 'Gorzko, gorzko!' Maksymalnie zawstydzony nie wiedziałem co robić. Jedynie Harry uśmiechał się słodko, jak mała ropuszka. Patrzyliśmy sobie w oczy i myślałem, że po prostu już tak zostanie. Jednak Loczek czule musnął moje usta. Cały tłum oszalał i wszyscy zaczęli klaskać, krzyczeć i pluskać w nas wodą.
    Impreza trwała w najlepsze, wszyscy mieli wyśmienite humory. Louie, Liam i Niall chlapali się jak małe dzieci, co wyglądało co najmniej komicznie. Zayn był zajęty rozmową z Mel. Czyżby coś z tego wyniknęło? Nie wiem, chciałem zrobić Melanie przyjemność i chyba tak się stało. Razem z Harrym wyszliśmy, a on poprowadził mnie do swojego pokoju, trzymając mnie cały czas kurczowo za rękę. Miał pokój na piętrze, naprzeciwko pokoju Niallera. Gdy otworzył drzwi ujrzałem całkiem spory pokój koloru ciemnoniebieskiego. Jedna ze ścian była obklejona fototapetą, na której widniał London Bridge. Jego dwuosobowe, drewniane łóżko było pościelone czarną, satynową pościelą. Położył się na nim, a po chwili poklepał miejsce na znak tego, żebym też się położył. Na prośbę położyłem się we wskazanym miejscu. Hazza objął mnie ramieniem, po którym spływały jeszcze kropelki wody. Włosy też miał mokre, lecz cały czas były zakręcone. Spojrzał na mnie swoim czarującym wzrokiem, na co ja odpowiedziałem moim najsłodszym uśmiechem. Byłem już cholernie zmęczony, co chyba dało się po mnie zauważyć.
- Różyczko, kleją Ci się oczka. Może się zdrzemniesz? - Zapytał troskliwie.
- Nie chcę iść spać. - Zaprotestowałem. - Chcę jeszcze z Tobą porozmawiać. - Nie spuszczałem wzroku z Loczka.
- Jeśli tak uważasz, to nic nie stoi na przeszkodzie. O czym chcesz porozmawiać? - Jego ton był tak słodki, że chciałbym powiedzieć głośno 'aww', lecz jednak się powstrzymałem.
- W zasadzie to nie wiem. Bardzo zaskoczony dzisiejszym dniem. Pozytynie zaskoczony. Ten pocałunek, kompletnie nie tego się spodziewałem. - Stwierdziłem, mówiąc już 'śpiącym' szeptem.
- Cieszę się, że Ci się podobało. A co do pocałunku, to mam nadzieję, że kiedyś jeszcze mnie co do tego zaskoczysz. - Powiedział z lekko posmutniałym głosem.
- Może nie będziesz musiał wcale tak długo czekać? - Szepnąłem cwaniackim tonem. Przybliżyłem swoją twarz do twarzy zielonookiego chłopaka. Czując jego słodki oddech moje serce zabiło szybciej. Pocałowałem go z niesamowitą czułością przymykając lekko powieki. Harry odpowiedział mi równie czułym całusem, choć był bardzo delikatny, jakby się bał, że może zrobić mi krzywdę. To było bardzo urocze. Po chwili moje powieki się zamknęły na dosłownie jeden moment, lecz Loczek to zauważył.
- Nie będę Cię już dłużej męczył, musisz się wyspać. - Powoli zaczynałem się zadurzać w tym opiekuńczym barytonie Harry'ego. Jak na komendę zamknąłem oczy, a chłopak przykrył nas kołdrą. Spojrzałem na niego jeszcze raz, by zapamiętać jak wygląda. Leżał spoglądając na mnie i podpierał się ręką. Zasypiając usłyszałem słowa starej, angielskiej kołysanki.
- Dobranoc Różyczko. - Szepnął jak najciszej się da Harry.
Usnąłem w objęciach chłopaka z przeczuciem, że obudzę się w jego ramionach.


~ * ~

I tak mamy już trzeci rozdział. Z dnia na dzień jest nas coraz więcej, za co muszę serdecznie podziękować. Mam nadzieję, że po tym rozdziale, przybędzie was jeszcze więcej. 
Standardowo pozdrawiam Madzialenę ( another1dstory.blogspot.com ) oraz Gaby ( never-lose-yourself.blogspot.com ).
Oto mój Twitter: @xStole_My_Heart
Do następnej notki! 
M. :*

poniedziałek, 4 czerwca 2012

2: And I Don't Wanna Miss A Thing.

Przed rozpoczęciem, polecam sobie włączyć utwór Aerosmith, którym się inspirowałem podczas pisania tej notki :3


~ * ~ 

Harry zaczął znowu grać Hallelujah. W tym momencie ujrzałem w nim zupełnie kogo innego. Nie był lalką z telewizji, jaką wydawał mi się być. Spoglądałem na niego zauroczonym wzrokiem. Oczy świeciły się mu w blasku reflektorów, uśmiechał się patrząc gdzieś w przestrzeń. Każde wyśpiewane przez niego słowo stało się czarujące, urzekało mnie. Wraz z ostatnim pociągnięciem struny zacząłem mu bić brawa i udawać szalony tłum.
- ŁOOOOO. CHCEMY BIS! CHCEMY BIS!- Zaśmiałem się pod nosem, a Harry spojrzał na mnie czujnym, aczkolwiek zabawnym wzrokiem- To było świetne. Serio. Do dzisiaj widziałem w Tobie jedynie bezduszne piksele. Masz talent, cholera.
Hazz jakby zaskoczony moimi słowami ponownie uśmiechnął się szczerze. Jego mina była tak zdziwiona, że przez chwilę pomyślałem, że nigdy nie usłyszał komplementu. 
- Oh, dziękuję. Miło mi, serio mówię.
Odgarnął swoją bujną grzywę. Zapewne przeciętna fanka umarłaby z podniecenia poprzedzając to dzikimi piskami, lecz na mnie nie robiło to większego wrażenia. Spojrzałem w jego brązowe oczy (OMFG IR709QY9T2HT98WQ, teraz i ja się podnieciłem). Siedzieliśmy wpatrzeni w siebie i nie potrzeba było do tego żadnych słów. Sielanka nie potrwała jednak zbyt długo. W krzakach zaczęło coś szmerać, a nagle nad nimi zaświecił flesz aparatu.
- No kidding. Jest 23, odpuścilibyście sobie. Mamusiu...
Chwycił szybko swoją gitarę akustyczną i pomknął w stronę Hertford Road, gdzie było już około siedmiu minut drogi do mojego domu.
- Biegnij za mną.
Wyprzedziłem go, a ten jak na rozkaz biegł za mną. Zdążyliśmy wpaść na kilku przechodniów, w tym przynajmniej dwie fanki Harry'ego. Całe szczęście nie poznały swojego ulubionego gwiazdora. Paparazzo cały czas nas ścigał wraz ze swoim profesjonalnym osprzętem. Efektownie przeskoczyłem hydrant i zacząłem wyciągać klucze do domu. Znając życie Ivy pewnie już spała, albo oglądała Happy Tree Friends na komputerze. Podbiegłem do drzwi, a dosłownie sekundę później był już Harry. Szybko otworzyłem drzwi i pozwoliłem gwiazdorowi wbiec pierwszemu, a sam wbiegłem po nim. Zamknąłem drzwi. Na jego szczęście były one zatrzaskowe, więc tylko osoba z kluczem mogła je otworzyć. W salonie i na górze było ciemno, więc założyłem, że Ivy już spała. Zapaliłem lampkę ścienną i zacząłem ściągać buty i bluzę.
- Niestety jesteś zmuszony posiedzieć w moim towarzystwie, dopóki czegoś nie wykombinujemy.- Spojrzałem przez okno. Pod domem było już kilku panów z aparatami.- Podejrzewam, że będzie ich duużo więcej, panie gwiazdo. Zaraz zadzwonię po Mel, co dwie głowy, to nie jedna, nieprawdaż?
Spojrzałem na Harrego. Na jego minie malowała się złość z domieszką zwątpienia. Zdjął buty, płaszcz i szalik, odstawił gitarę, a ja zaprosiłem go do pokoju. Pozasłaniałem wszędzie rolety i zapaliłem światło. Chwyciłem za swojego IPhona i wybrałem numer przyjaciółki. Na odebranie nie musiałem długo czekać, Mel zwykle miała telefon przy sobie.
- Cholera, jest już 23.30! Nie masz innej pory do dzwonienia?! Rozumiem, że za mną tęsknisz, ale jutro zobaczymy się w szkole.- Kochana Mel i jej trafiony w czas sarkazm. Spojrzałem na minę Harrego. Zapewne słyszał o czym gadamy, bo momentalnie na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Oczywiście, że tęsknię, ale nie dlatego dzwonię. Mam problem i to całkiem spory. Przyjedź do mnie za 15 minut, błagam. 
- No dobra. Założę tylko coś na siebie i będę. Mam nadzieję, że to coś rzeczywiście poważnego, bo jak nie, to szykuj się na hiper kuku.
- Tak tak. Dobra, widzimy się u mnie za 15 minut. A, no i nie obiecuję, że się łatwo dostaniesz. Papa Misiu.
Rozłączyłem się. Usiadłem obok Hazza, który się nieco niepokoił.
- Jak zwykle, cholera, jak zwykle. Człowiek nigdzie nie może wyjść, bo jest śledzony przez pieprzonych żurnalistów szukających sensacji.- Widać było, że jest zbulwersowany sytuacją. W sumie nie dziwię się mu. Przyniosłem z kuchni dzbanek mrożonej herbaty i dwie szklanki. Starannie nalałem napoju i wręczyłem jedną szklankę chłopakowi. Wypił jej nieco, lecz po chwili odstawił szklankę na etażerce. 
Do domu zadzwonił dzwonek. Podeszłem do drzwi, które otworzyłem, uchylając je delikatnie. Mel weszła z wielkim trudem, gdyż ogrom paparazzich praktycznie zgniótł jej drobne ciałko. Zwinnie zamknąłem drzwi. Mel nie wyglądała jak zwykle. Poszarpane włosy, najzwyklejszy t-shirt z nadrukiem i proste jeansy.
- Co oni tu robią? Co żeś zmalował?
Spojrzała na mnie, lecz po chwili swój wzrok przeniosła na salon. Jej reakcja: bezcenna. Spojrzała na mnie jakby miała przed sobą ducha, a następnie podbiegła do Harry'ego i zaczęła go obściskiwać. Fakt, do normalnych fanek to ona nie należała, ale w tym momencie było mi za nią wstyd. Podbiegłem do niej i odciągnąłem ją od Harry'ego. Mimo wszystko nie miał złej miny, wręcz przeciwnie. Zaśmiał się cicho i wyciągnął dłoń w stronę Melki.
- Harry jestem.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! O Boże, to się nie dzieje naprawdę!!! A! A! A!!! WIEM, ŻE JESTEŚ HARRY. HARRY STYLES. OJEZU OJEZU! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!.- Delikatnie ją popchnąłem, bo martwiłem się, że zbudzi Ivy, która całe szczęście miała twardy sen. Natychmiastowo się uspokoiła. Poprawiła strój, włosy i ścisnęła rękę chłopaka.- Miło mi, Mel.- W jej oczach i tak widziałem to podniecenie i ekscytację.
- A Ty.- Wskazała na mnie bijąc mnie z płaskiej ręki po głowie.- Mogłeś mi powiedzieć, że gościsz u siebie Harry'ego. Mogłam się jakoś ubrać, a nie.- Powiedziała, z udawanym zbulwersowaniem. Po chwili usiadła obok niego, a ten zaczął mówić.
- Przykro mi, że trafiłem na Ciebie. Jeśli nawet jakoś stąd ucieknę, to oni będą chcieli wiedzieć wszystko. Uwierz mi, wszystko będzie inaczej. Twoje dotychczasowe życie skończy się.- Jego ton był tak poważny, że przestraszyłem się.- A, no i chciałem Ci od razu podziękować. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję Ci Cooper.
Podszedł do mnie i objął mnie delikatnie. Ja również objąłem go wokół ramienia. Postaliśmy tak z pół minuty, aż w końcu chłopak mnie puścił.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Teraz skupmy się na tym jak możemy Cię stąd wydostać. A co do sprawy, to pewnie i tak ucichnie, prędzej czy później.- Spojrzałem na Harry'ego. Uśmiechał się do mnie wdzięcznie, co odwzajemniłem ciepłym grymasem twarzy.- Tak sobie myślałem, żebyś przeczekał tu noc. Podejrzewam, że znikną w przeciągu nocy. Na zewnątrz są ze 2 stopnie.
Mel i Harry spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. 
- W sumie to nie jest zły pomysł.- stwierdził Harry.- Ale nie chcę Ci robić problemu. I tak przeze mnie następny miesiąc nie będzie należał do twoich udanych.- westchnął ciężko.
Spojrzałem na niego, lecz na mojej twarzy malował się delikatny uśmiech. Nie miałem mu tego za złe, bo to przecież nie jego wina, ale ja nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi, na co teraz jednoznacznie wskazywało. Te wszystkie pytania znajomych, nie wiedziałem, czy poradzę z tym sobie. Moje szczęście, że miałem przy sobie Mel, która z ogarnianiem ludzi radzi sobie o niebo lepiej niż ja.
- Jakoś to będzie.- oznajmiłem spokojnie i usiadłem na fotelu.
- Wiecie co?- wtrąciła Melka.- Tak sobie pomyślałam, żeby po prostu wyprowadzić Harry'ego drzwiami kuchennymi. 
Wszystkich nagle olśniło. Przecież to było takie proste, drzwi kuchenne. Sprawdziłem jeszcze, czy z drugiej strony domu nie ma żadnego paparazzo, ale nie było tam żywej duszy. Harry odetchnął. Na pożegnanie przytulił najpierw mnie, potem Mel i wyszedł szybko zakładając kaptur. 
- Dziękuję wam. Jeszcze się za to odwdzięczę.
I poszedł. Byłem pewny, że to już ostatni raz, kiedy go widziałem na żywo. Teraz będzie trzeba wrócić do rzeczywistości. Niestety chmara natrętów przed domem nie pozwalała mi. Mel postanowiła, że zostanie ze mną na noc. Rozścieliłem jej sofę w moim pokoju i usiedliśmy sobie z gorącą herbatą.
- Ja nadal nie mogę w to uwierzyć.- powiedziała podniecona Mel.- Gadałam z nim. Dotknęłam go. Przytulałam. Boże!
Spojrzałem na nią kątem oka uśmiechając się i unosząc ramiona ku górze.
- Już już, nie martw się. Więcej go nie zobaczysz. To wielka gwiazda, za trzy dni o nas zapomni. 
Mel smutno pokiwała głową godząc się z faktem.
- No w sumie. Ale i tak się cieszę.- Powiedziała to, kładąc głowę na poduszkę.- Dobranoc Coop.
Powtórzyłem jej czynność i również wtuliłem się w niewielkiego jaśka.
- Branoc Mel.
Około trzeciej zasnęliśmy.


~ * ~

[ Tydzień później ]


To już dzisiaj, bal zimowy. Byłem tak podekscytowany, że chyba bardziej się nie dało. Wciąż w głowie siedziała mi ta noc z panem Styles, lecz powoli starałem się wracać do realności, choć było to trudne. Od kilku dni w całej Anglii było wiadomo o tajemniczym 'partnerze' jednego z Directionerów. Widziałem już swoje zdjęcie na kilku portalach plotkarskich i nawet na jakimś kanale muzycznym. Ktoś ze szkoły musiał podrzucić mediom informację o mnie. Zakładam, że to była Crystal, królowa szkoły. Nienawidziła mnie, nienawidziła Mel. Żeby zostać członkiem jej paczki, trzeba było być naprawdę cool. Mój wyczyn okazał się zbyt szałowy, więc diablica postanowiła mnie zdetronizować. Udało jej się. Nawał pytań zadawanych był tak męczący, że czasami brakowało mi siły. Nie wliczając w to jeszcze pogróżek od największych fanek zespołu, homofobicznych wyzwisk ze strony nietolerancyjnych wyrostków etc. Istne piekło...
Oczywiście zaspałem do szkoły i przyszedłem dopiero na trzecią historię z panem Brownem. Nie należałem do grona jego pupilków, więc oczywiście zagroził mi zawieszeniem i takimi innymi. Usiadłem w ławce obok Mel, a ta zapoznała mnie z tematem.
- Skutki monarchii absolutnej w Rosji, to takie ciekawe...- szepnąłem do Mel, która zachichotała. Całe szczęście przygłuchy belfer nie usłyszał naszych szeptów. 
Lekcje minęły szybko, gdyż kończyły się od razu po lunchu. Po zjedzeniu szkolnej papki z bułką, którą niektórzy nazywali hamburgerem wyszliśmy razem z Melą ze szkoły. Ona miała umówionego fryzjera, a moje kudły trzeba było tylko wyprostować i jakoś wystylizować, co w sumie nie potrwało zbyt długo. Dojście zajęło nam pół godziny, a cały zabieg niecałą godzinę. Najgorzej było z drogą powrotnią. Mel zahaczyła o trzy butiki, bo w każdym zobaczyła czy naszyjnik, czy bransoletkę, więc do domu wracaliśmy coś około dwóch godzin. Mela miała już wszystko przyszykowane u mnie. Gdy byliśmy już na miejscu, została jedynie godzina na przebranie się i dotarcie do szkoły. Kolejne 45 minut zmarnowaliśmy (a raczej Mel zmarnowała...) na przebranie się i zrobienie stosownego makijażu. Zdenerwowałem się, bo zostało nam 15 minut na dotarcie, a o tej godzinie centrum Londynu jest zatłoczone.
- Do jasnej cholery, już?!- Krzyknąłem zakładając brązowe buty.
- No już, już.- Mel zrobiła ostatnie pociągnięcie i wstała od stolika. Założyła swoje beżowe szpilki i wyszliśmy. Na podjeździe stało moje zielone Mini, do którego szybko wsiedliśmy i pojechaliśmy. Zdecydowałem, że lepiej będzie jechać pobocznymi uliczkami, bo tam ruch jest mniejszy. I dobrze zrobiłem. W przeciągu 10 minut znaleźliśmy się pod szkołą. Punktualnie zdążyliśmy na uroczyste otwarcie imprezy. Wznieśliśmy toast i zaczęła się zabawa.
Przez kolejne dwie godziny wszyscy bawili się w najlepsze. Podgrywała nam jakaś rockowa kapela, więc zabawa była przednia. Nagle poczułem wibrowanie w kieszeni. Sprawdziłem swój telefon. Nowa wiadomość od nieznanego numeru o treści: Wyjdź przed szkołę. Szepnąłem szybko dla Meli, że zaraz wrócę i wyszedłem ze szkoły. Przy głównym wejściu stało czarne Porshe, a oparty o nie był Harry. Tak, ten Harry z One Direction. Trzymał w ręku czerwoną różę i uśmiechał się szarmancko. Zauroczony, z rumieńcami na policzkach podszedłem do niego i zapytałem się cicho.
- Co Ty tu robisz? Skąd masz mój numer? Skąd wiedziałeś, że się tu uczę?- Zasypałem go górą pytań, na które on mi spokojnie, po kolei odpowiadał. 
- Twój numer. Nie było łatwo go zdobyć, ale ma się znajomości, więc w końcu go zdobyłem. Ten sam informator powiedział mi o balu, więc oto jestem. Miałem nadzieję, że się ucieszysz.
Spojrzałem na niego jak zamurowany. Harry Styles stał przede mną z piękną różą i czekał na mnie. Jak miałem się nie cieszyć?
- Oczywiście, że się cieszę.- Powiedziałem, lecz moja mina jaka była, tak została. Z wywalonymi oczami wpatrywałem się w niego.
- Przyjechałem tu po to, żeby z Tobą zatańczyć. Chcę Ci jakoś wynagrodzić to, że przeze mnie przechodzisz teraz piekło.- Wyciągnął w moją stronę dłonie.
Serio? To jakiś żart? Harry Styles przyjechał do mojej szkoły, żeby zatańczyć ze mną jeden taniec. Myślałem, że to sen (Nie, nie szczypcie mnie). Chwyciłem delikatnie jego gładkie dłonie i zaczęliśmy tańczyć pod gwieździstym niebem, a w tle leciała słowa:


I could stay awake just to hear you breathing 
Watch you smile while you are sleeping 
While you're far away and dreaming.

I could spend my life in this sweet surrender 
I could stay lost in this moment forever 
Well, every moment spend with you 
Is a moment I treasure.

I don't wanna close my eyes 
I don't wanna fall asleep 
'Cause I'd miss you, baby.


~ * ~


Pisałem to od 15, więc mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrawiam teraz Madziunię ( http://www.another1dstory.blogspot.com/  ), która jest na biwaku z siostrą Gabrysią ( http://never-lose-yourself.blogspot.com/  ). Nie obiecuję, że już jutro napiszę kolejną notkę, ale oczywiście się postaram. Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące bohaterów, albo macie jakieś pomysły, to piszcie śmiało w komentarzach.
M. :*

niedziela, 3 czerwca 2012

1 : Hey, I Just Met You.

- Coop, błagam. Jak nie to, to może posłuchasz tego. Oni są zajebiści.
Mel przyłożyła mi do ucha słuchawkę, w której leciały słowa: 'It's gotta be you, only you'. Szarpnąłem słuchawką, a ta wróciła do swojej psychicznie chorej właścicielki.
- NIE. PUSZCZAJ. ICH. NIGDY. WIĘCEJ. W. MOJEJ. OBECNOŚCI. ROZUMIESZ?!
Byłem cholernie wściekły. Gdzie byśmy nie wyszli, ta zawsze słucha swoich pedałków z One Direction.
- Serio, dziewczyno. Co Ty w nich widzisz? Banda przerysowanych lalusiów, którzy próbują udawać heteroseksualistów. Z marnym skutkiem... - Prychnąłem w jej stronę.
- Jasne jasne. Lalusiów. Tylko, że trójka z nich ma dziewczyny.- Mel starała się mnie przekonać swoim pseudointeligentnym tonem.
- Ahahah, śmieszna jesteś złotko. Tak samo ja mógłbym mieć dziewczynę na pokaz. Ale po co mi to, jak jestem gejem? 
Spojrzałem na nią poważnym wzrokiem, a ta lekko zdębiała i stanęła w miejscu. Po jej minie stwierdziłem, że brak jej kontrargumentów i delikatnie, z zarozumiałym uśmieszkiem pchnąłem ją do przodu. Byliśmy akurat w drodze na zakupy, gdyż zbliżał się bal, a ja nie miałem odpowiedniego stroju. Nie myślałem w tym momencie o zwykłym, szaro-czarnym garniturze, ale o czymś, w czym rówieśnicy mogliby mnie zapamiętać. Weszliśmy do najbliższej galerii handlowej i zacząłem skakać po sklepach jakby ktoś poczęstował mnie wcale nie taką małą porcją zielska. 
- Mela, masz coś? - Krzyknąłem z drugiego końca sklepu do przyjaciółki - Bo ja znalazłem zajebiste spodnie. Cho no tu.
Jak na rozkaz, Melanie w przeciągu dziesięciu sekund znalazła się na wprost mnie.
- Podobają Ci się?
Przyjaciółka popatrzyła, pogładziła, wsadziła ręce w kieszenie, wypucowała guziki. Cały jej przegląd trwał bite dwie minuty.
- Nie.- Rzuciła szybko i wróciła do przymierzania sukienek.
I tak postanowiłem na swoim. Wziąłem jasnoniebieskie spodnie i zapinany sweter w kolorze letniego zboża. Do tego zwykły biały t-shirt pod spód i jasnobrązowe buty za kostkę. Poszedłem po Melanie, aby sprawdzić, czy wybrała już coś dla siebie. Stała z długą sukienką koloru prowansalskiego wrzosu i średniowysokimi, beżowymi szpilkami.
- Już? To chodź do kasy. 
Mel pokiwała tylko głową i wyruszyliśmy w stronę kasy. Oddałem wszystkie moje zdobycze kasjerce, a ta podliczyła je.
- 437 funtów. Płaci pan kartą czy gotówką.
Z lekkim niedowierzaniem i miną w stylu 'Are U Fucking Kidding Me?!' spojrzałem po raz kolejny na kasę. Suma, która tam widniała nieco mnie przeraziła, ale to w końcu bal. Wyjąłem kartę kredytową mamy i dokonałem transakcji. Ekspedientka dała mi jeszcze pokwitowanie, które zgiąłem i wrzuciłem do następnego kosza. 
- Idziemy do domu i zamawiamy pizzę, okej?- Mel zapytała się głupio (Co zdarzało się jej baaardzo często...).
- No raczej. A teraz chodź, bo mi nogi z dupy odpadają. 


~ * ~ 


- Małą pepperoni z łagodnym sosem i hawajską z czosnkowym. Tak, też małą. Mhm. Tak. Coca - Colę i Mountain Dew. 
Podałem jeszcze swój adres i odłożyłem słuchawkę.
- Trzeba czekać 45 minut.
- No jejku. Głodna jestem.
- Z głodu nikt nie umarł... No nie licząc miliarda murzynów w Afryce...
Posłałem Mel ironiczny uśmieszek, który nie został zbyt miło przyjęty. Melanie nie lubiła moich rasistowskich żartów, które były mówione, jako takie niewinne.
- Dobra, już nie będę.
Przygasłem, a z mojej twarzy zniknął ten uśmiech, który tak lubiłem. Mel włączyła jakąś stację muzyczną, na której właśnie leciało 1D. Wstąpił w nią jakiś szatan, natychmiastowo. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła uprawiać dzikie pogo sama ze sobą. Wsadziłem głowę w poduszkę i zacząłem się z niej śmiać, ale ona, zauroczona swoimi chłoptasiami nawet tego nie zauważyła, co było mi na rękę. Wraz z końcem tej jakże drastycznej piosenki Mel powróciła na swoje miejsce i znowu była tą samą dziewczyną. Nagle na górę wkroczyła Ivy, moja młodsza siostra. Była lekko zarozumiała, ale jej teksty czasami dobijały nawet mnie. Po jej minie wywnioskowałem, że na taki się właśnie zanosi. Powiedziałem sobie w myślach:' A teraz przed państwem, IVY!'
- Rozumiem, że kochasz tych... no... jak im tam. Eh, nieważne. W każdym razie z tej miłości do nich, nie musisz tupać jak tłum moherów wkraczających do Biedronki na widok przecenionej karmy dla kota...
Momentalnie wybuchnąłem śmiechem, a czerwona Melanie rzuciła w Ivy poduszką, lecz ta zwinnie zdążyła zamknąć drzwi.
- Jeszcze się policzymy Ivy!- Krzyknęła Mel.- Nieźle ją wychowałeś, pogratulować.
Mel poklepała mnie po plecach, a w domu rozległ się brzęk dzwonka.
- Zaraz przyjdę.
Zabrałem szybko portfel z biurka i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi, w których stał nieprzeciętnej urody chłopak z dwoma kartonami pizzy. Uśmiechnąłem się do niego, a ten odpowiedział mi równie słodkim uśmiechem.
- Razem 22 funty.
Wyjąłem z portfela 30 funtów, które wręczyłem przystojnemu chłopakowi. Odebrałem pizze i pogrzałem na górę.
- Nie uwierzysz, ale ładny chłopak rozwoził pizzę. 
- Uwierzę, widziałam lepszych. Na przykład Zayna. Tak a propos. Dawałam Ci już zaproszenia, na przyjęcie zaręczynowe?
Spojrzałem na nią, jak na zbiegłą ze szpitala psychiatrycznego.
- Tak, dawałaś.
Uśmiechnąłem się sztucznie po czym wręczyłem Mel pizzę i colę.
- Jedz. Przynajmniej nie będziesz rozmawiać o tych dzieciach szatana.
Sam zjadłem trzy kawałki swojej pizzy salami w tempie ekspresowym. Następne trzy poszły już nieco ciężej, a ostatnich dwóch po prostu nie zjadłem. Pół napoju też zniknęło w mgnieniu oka.
- Najadłaś się, czy chcesz moje skończyć?
- No chyba sobie żartujesz! Wywal resztki, albo oddaj je dla swojej ukochanej siostruni... pomiota.- Mel szepnęła z nadzieją, że nie usłyszę. Lecz usłyszałem i broń Boże nie miałem jej tego za złe. Mimo, że kochałem Ivy, czasami serio zachowywała się jak członek rodzinki Adamsów.
- Dobrze gadasz. IVY!!!
Krzyknąłem tak głośno, że zapewne przerwałem popołudniową herbatkę pani White. Po minucie siostra znalazła się w moim pokoju na poddaszu.
- Chcesz zjeść te resztki?- Spojrzałem na nią.- Czy mam wywalać?
- Dawaj.- Ivy wyciągnęła rękę, a ja wręczyłem jej dwa kartony pizzy. Po chwili nie było już śladu po dziewczynce-pomiocie.
Gadaliśmy z Mel przez pełne trzy godziny o różnych duperelach. Jak zwykle o 1D, no i jeszcze o nowym chłopaku Mel, Henrym. O One Direction. O szkole. A, no i zapomniałem dodać o One Direction. I  trzy godziny minęły jak pięć minut. Odprowadziłem Melkę do domu. Po drodze nie zabrakło wychwalania jej ulubionego zespołu. Czasami sobie tak myślę, czy z tą dziewczyną jest w porządku. Nawijała o nich jak katarynka. Ble ble ble ble ble ble ble... W końcu doszliśmy do jej niewielkiej willi. Pocałowaliśmy się w policzki i odprowadziłem ją wzrokiem do domu. Sam wróciłem nieco dłuższą drogą prowadzącą przez park, który jest tak rzadko odwiedzany, że człowieka można tam spotkać raz na tydzień. Minąłem dwie przecznice i postanowiłem, że usiądę tam sobie, pomyślę o życiu, jak to miałem w zwyczaju robić, gdy byłem sam na sam ze swoimi myślami. Usiadłem na ławce. Spojrzałem w bezchmurne niebo pełne gwiazd i zacząłem dumać. Moje przemyślenia płoszyły jedynie rozbijane o fontannę pluski wody, lecz i te ucichły. No tak, w końcu była już 22. Nagle, jakby znikąd usłyszałem męski, znajomy głos i słowa piosenki: Her beauty, and the moonlight owerthrew ya. Spojrzałem wokół i ujrzałem siedzącego na ławce przy wierzbie znaną mi z telewizji twarz. Skupiłem się na rysach twarzy chłopaka. To był Harry Styles. Zawsze, gdy oglądałem go na ekranie telewizora czy komputera miałem wrażenie, że jest nadętym w sobie, pustym gwiazdorem, którego dusza została wchłonięta przez wielki świat show-biznesu, lecz teraz ujrzałem wrażliwego i spokojnego chłopaka, który nijak ma się do tej bezdusznej marionetki. Oczarował mnie również swoim głosem, który brzmiał inaczej niż ten, którzy znali wszyscy. Przez chwilę zrozumiałem, dlaczego Mel tak ich kocha, lecz tak naprawdę to było nic, co można pokochać. Zdobyłem się na odwagę i podszedłem do Harry'ego, lecz stojąc z nim w twarzą w twarz po prostu nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- M Mogę tu usiąść?
Spojrzałem na niego swoimi wielkimi oczami, a ten po prostu uśmiechnął się w moją stronę, jak jeszcze nikt nigdy się do mnie nie uśmiechnął. Zarumieniłem się, lecz nie było tego widać w mroku. Usiadłem obok niego i zdołałem wydusić z siebie dwa słowa.
- Jestem. Cooper.
Ten cicho się zaśmiał i odpowiedział mi.
- Harry. Harry Styles.


~ * ~ 


I tak zakończymy dzisiejszy rozdział. Wiem, dramatycznie zakończony, ale czym byłby blog z opowiadaniami bez takiego zakończenia? Z miejsca chciałem pozdrowić Madzię, która również prowadzi bloga i jest w tym napraaawdę dobra.
http://www.another1dstory.blogspot.com/
Serdecznie polecam i do zobaczenia wkrótce! 
M. :*

Welcome in Haradise.


Cooper Johnson. (16 l.)


Cooper od dziecka mieszka w Londynie, choć jego rodzice są emigrantami. Na pozór jest skromny i nieśmiały, lecz gdy pozna go się bliżej staje się duszą towarzystwa. Nie wyobraża się bez ironii i sarkazmu. Nienawidzi zespołu 1D, lecz niedługo wszystko ulegnie zmianie...


Melanie Smith. (16 l.)


Najlepsza przyjaciółka Coopera. Znają się od dziecka. Jest totalnym przeciwieństwem Coopa. Wspaniale odnajduje się w towarzystwie. Jest przebojowa, niekiedy próżna, ale wszystko da się jej wybaczyć przez jej niesamowity urok. Ubóstwia One Direction.


Harry Styles. (18 l.)


Wokalista zespołu One Direction. Zadufany w sobie, pyszny i egoistyczny gwiazdor. Bożyszcze psychopatycznych nastolatek. Jego marzeniem jest znowu być nierozpoznawalnym chłopakiem.



Zayn Malik. (19 l.)


Wokalista zespołu 1D. Przyjaciel Harrego. Również jest pruderyjnym idolem milionów dziewcząt z zaburzeniami słuchu. Marzy mu się jeszcze więcej niż ma.


Crystal Prinsloo (17 l.)


Najpopularniejsza dziewczyna w szkole i największy wróg Coopera i Melanie. Uważa się za największą fankę 1D, lecz jest sezonówką. Lubi konkurować ze wszystkimi. Nie zna słowa 'przegrana'.




To jest taki króciutki wstęp do tego bloga. Jeszcze dzisiaj postaram się napisać pierwszy rozdział opowiadanie. Mam nadzieje, że będziecie czytać :3
Pozdrawiam was baaaaaardzo serdecznie, M.


Dopiero się rozkręcam :D